Wyższa szkoła jazdy

W WP II Rzeczypospolitej istotne znaczenie miały formacje konne: przede wszystkim kawaleria, a także artyleria konna, KOP i dywizjony taborów1. Konie, wobec stosunkowo niewielkiej jeszcze liczby oddziałów zmechanizowanych, zapewniały bowiem armii niezbędną mobilność. Dużą wagę przywiązywano przy tym do przygotowania jeździeckiego, tak ważnego w potencjalnych warunkach bojowych. Ministerstwo Spraw Wojskowych (MSW) dobrze rozumiało potrzebę odpowiedniego, systemowego szkolenia jeźdźców. We wrześniu 1919 r. powołało trzy szkoły jeździectwa (w Garwolinie, Przemyślu i Starej Wsi), które w następnym roku skupiono w jednym ośrodku – Centralnej Szkole Jazdy w Grudziądzu (od 1928 r. Centrum Wyszkolenia Kawalerii, CWK), zorganizowanej na wzór uznanej w całej Europie, prestiżowej szkoły kawalerii we francuskim Saumur2. Niemal równolegle utworzono podobną jednostkę dla artylerzystów w Toruniu – Centralny Obóz Szkół Podoficerskich Artylerii (od 1927 r. Centrum Wyszkolenia Artylerii)3.

Polska ekipa jeźdźców w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu przed wyjazdem na konkursy hippiczne w Nicei i w Rzymie – Kazimierz Szosland, Michał Antoniewicz, Henryk Dobrzański, Leon Kon, Zdzisław Dziadulski, Edmund Chojecki, Michał Toczek, Adam Królikiewicz. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Jednym z priorytetów polityki MSW już wtedy było sportowe przygotowanie żołnierzy, a jeździectwo należało do dyscyplin cieszących się największym prestiżem i szczególnie promowanych przez wojsko. Zresztą w II RP traktowano je jako coś więcej niż sport. Wyrażało niezłomność polskiego ducha i świadomość narodową w odrodzonym państwie. Taki status hippiki może się wydawać swego rodzaju paradoksem, ponieważ dyscyplinę uznawano wówczas za elitarną – porządne siodło sportowe stanowiło wydatek rzędu kilku pensji oficerskich. Ale w niezbyt zamożnej, z mozołem odbudowywanej Polsce zdecydowanie postawiono na jeździectwo, mając na uwadze nie tylko wymiar sportowy, lecz także potencjalne korzyści dla armii. Upowszechnianie hippiki wiązało się tym, że od żołnierzy wymagano, by byli zdolni osiągnąć pełną harmonię z koniem podczas służby i na polu walki. Trudno o lepszy sprawdzian poziomu przygotowania do jazdy w warunkach bojowych niż zawody, dlatego władzom wojskowym zależało na jak największej liczbie uczestników. Wyniki, choć ważne, nie były celem. Zawodnikiem w wojsku można nie być, ale nie być choć trochę sportowcem, zwłaszcza tam, gdzie w grę wchodzi koń, jest trudno – stwierdzał w 1933 r. rtm. Leon Kon4.

Niemniej nie oznaczało to, że lekceważono rezultaty sportowe. Przeciwnie – w zawodach upatrywano okazji do demonstracji siły armii i charakteru polskich żołnierzy. W grudziądzkiej szkole od 1925 r. działała Grupa Przygotowawcza Sportu Konnego, przygotowująca zawodników i konie do współzawodnictwa na arenie krajowej i międzynarodowej. Reorganizacje ośrodka z lat 1932 i 1939, służące dalszemu rozwojowi polskiej hippiki, doprowadziły do utworzenia stałej Grupy Sportu Konnego, złożonej z trzech działów: Wszechstronnego Konkursu Konia Wierzchowego (WKKW), stajni wyścigowej oraz skoków przez przeszkody5. Sprawna realizacja założeń i systemowa praca żołnierzy przełożyły się na uznanie jeździectwa za jeden ze sportów narodowych w II RP.

Międzywojenny prestiż

Z inicjatywy por. Tadeusza Daszewskiego, ówczesnego kierownika sportów konnych w MSW, w 1922 r. w Nowej Wsi koło Grójca rozegrano zawody jeździeckie „Czempionat pułku w terenie”. Pomysł rywalizacji między zespołami różnych pułków przyjął się i został rozszerzony na całą armię. W 1923 r. po raz pierwszy odbyły się Zawody Konne o Mistrzostwo Wojska Polskiego. Odtąd coroczna rywalizacja, znana powszechnie jako Militari, stała się najważniejszą i najbardziej prestiżową imprezą jeździecką w II RP dla oficerów posiadających służbowe lub własne konie. Co istotne, miała charakter obowiązkowy: do drużynowego udziału w niej zobligowano każdy pułk kawalerii oraz dywizjon artylerii konnej – ciężkiej i lekkiej. Prawo do wystawiania zespołów miały ponadto pułki i oddziały pozostałych rodzajów broni jezdnych, oddziały KOP oraz szkoły wojskowe (w składzie nie mogło być jednak etatowych instruktorów jazdy konnej). W rywalizacji indywidualnej mogli uczestniczyć żołnierze wszystkich formacji (jeśli liczba oficerów, którym przysługiwały konie służbowe, nie przekraczała czterech) oraz oficerowie sztabów i innych instytucji, zaczynając od sztabu dowództwa brygady6.

Próba terenowa podczas mistrzostw armii w Hrubieszowie, 1934 r. Źródło: Polska Cyfrowa Biblioteka Jeździecka

Główną ideą Militari było dążenie do utrzymania jak najwyższego poziomu wyszkolenia jeździeckiego żołnierzy i sprawdzenie go podczas zawodów. Militari należała do najbardziej wymagających imprez jeździeckich – była prawdziwym testem umiejętności i wszechstronności nie tylko dla zawodników, lecz także dla koni. Składała się z prób ujeżdżenia i władania bronią oraz próby wytrzymałości konia w terenie. Ostatniego dnia mistrzostw przeprowadzano natomiast konkurs hippiczny na parkurze.

Współzawodnictwo miało formułę dwuetapową. Eliminacje rozgrywano najpierw w Okręgach Korpusu, a od 1928 r. – w wielkich jednostkach kawalerii (dywizji kawalerii, samodzielnej brygadzie i brygadzie kawalerii). Zawody centralne początkowo odbywały się wyłącznie w Warszawie, a od 1929 r. – w różnych ośrodkach wielkich jednostek kawalerii7. Ciesząca się ogromnym prestiżem finałowa impreza trwała cztery dni i towarzyszył jej uroczysty ceremoniał. Zwycięskie drużyny i najlepsi indywidualnie jeźdźcy otrzymywali cenne nagrody fundowane przez ministra spraw wojskowych, szefa Departamentu Kawalerii i dowódcę KOP. Od 1931 r. indywidualny mistrz armii dostawał nawet na własność konia8.

Polscy jeźdźcy w międzynarodowych konkursach

Jeźdźcy z Polski długo nie mogli uczestniczyć w jednym z najważniejszych międzynarodowych wydarzeń hippicznych – zainaugurowanym w 1909 r. w Londynie Pucharze Narodów. Przed I wojną światową start uniemożliwiał im fakt, że państwo polskie wówczas nie istniało, a na początku lat 20. XX w. – wojna z bolszewikami i niestabilna sytuacja w kraju. Polacy zadebiutowali w tym prestiżowym konkursie, stanowiącym punkt kulminacyjny kilkudniowych zawodów, dopiero w roku 1923, na hipodromie w Nicei – najsłynniejszej tego typu arenie okresu międzywojennego. I od razu spisali się świetnie: zespół w składzie Karol Rómmel, Sergiusz Zahorski i Adam Królikiewicz zajął drugie miejsce. Wkrótce powtórzył to osiągnięcie w Rzymie. Najlepsze jednak dopiero miało nadejść.

W 1924 r. sportową imprezą o największym znaczeniu były oczywiście letnie igrzyska w Paryżu – debiutanckie dla niepodległej Polski. Mimo ogromnych sukcesów w zawodach w Lucernie, które traktowano jako swoiste „przetarcie” przed zmaganiami w stolicy Francji, olimpijski start polskich jeźdźców stał pod znakiem zapytania. Przyczyna była prozaiczna: brak dostatecznych funduszy, potrzebnych m.in. na transport koni czy furaż. Prasa apelowała o wsparcie sportowców, zwłaszcza że hippika jako jedna z nielicznych dyscyplin dawała nadzieję na zdobycze medalowe. Jeźdźcy polscy niezawodnie zrobią swoje i nie będą ciągnęli w dalekim ogonku, jak nasi reprezentanci wielu innych sportów9 – w takim tonie wypowiadało się wielu dziennikarzy.

Ostatecznie Polacy pojechali do Paryża, lecz nie wzięli udziału w konkursie ujeżdżenia. Do „Szampjonatu Konia”, czyli Wszechstronnego Konkursu Konia Wierzchowego, przystąpili w składzie: ppłk Karol Rómmel, mjr Tadeusz Komorowski, rtm. Kazimierz Suski, por. Kazimierz Szosland. Drużynowo wywalczyli szóstą pozycję, zaś indywidualnie najwyżej uplasował się Rómmel: zajął 10. miejsce. 27 lipca, na zakończenie igrzysk, odbył się konkurs skoków o Puchar Narodów. Polskę reprezentowali w nim Rómmel, Szosland, Królikiewicz oraz por. Zdzisław Dziadulski. Królikiewicz – utalentowany jeździecki samouk, którym zachwycała się włoska prasa, nazywając go jeźdźcem doskonałym – osiągnął niebywały sukces. Brązowy medal był pierwszym krążkiem olimpijskim w konkurencji indywidualnej dla niepodległej Polski. Królikiewicz po latach twierdził, że sędziowie zabrali mu srebro: Przez niewybaczalne przeoczenie olimpijskiego jury Polska straciła wtedy srebrny medal… Świetnemu jeźdźcowi włoskiemu kapitanowi Lequio została podczas przebiegu na stadionie Colombes udzielona pomoc przez fotografa, który w pewnym momencie podtrzymał spadającego Włocha, wsadzając go z powrotem w siodło10. Przepisy zabraniały tego typu praktyk, lecz arbitrzy nie zareagowali.

Międzynarodowe zawody hippiczne w Rydze, 1937 r. Na czele mjr Adam Królikiewicz. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Gdy kończył się konkurs jeździeckich skoków, polska drużyna kolarzy torowych finiszowała na drugim miejscu w wyścigu na dochodzenie. Powszechnie uznaje się, że to Franciszek Szymczyk, Józef Lange, Jan Łazarski i Tomasz Stankiewicz byli pierwszymi medalistami olimpijskimi z niepodległej Polski. Niewykluczone jednak, że Królikiewicz ich ubiegł – relacje z igrzysk nie są pod tym względem precyzyjne. Na pewno wybitny jeździec jako pierwszy Polak stał na olimpijskim podium i otrzymał medal. Kolarzom wskutek niedopatrzenia nie wręczono srebrnych krążków od razu, lecz dopiero po oficjalnym zamknięciu imprezy.

Historyczny dublet

Z powodu niedostatecznych zasobów finansowych ograniczono liczbę reprezentantów Polski w jeździectwie na igrzyska w Paryżu. Do stolicy Francji nie mógł się udać choćby prezentujący odpowiednio wysoki poziom rtm. Michał Woysym-Antoniewicz. Użyczył jednak drużynie swoją klacz Lady, z której w olimpijskich zawodach skorzystał Kazimierz Suski. Gest jeźdźca docenił 2. Pułk Szwoleżerów Rokitniańskich – sfinansował wyjazd rotmistrza do Paryża w roli obserwatora11.

Woysym-Antoniewicz zapewne czuł dumę z wyczynu Królikiewicza, ale i żal, że nie dane mu było wystartować w paryskich zawodach. Na szczęście na kolejnych igrzyskach w Amsterdamie nic już nie stanęło na przeszkodzie, by jeździec z Krakowa reprezentował kraj na hipodromie. Przygotowania do olimpijskiego występu tym razem nie odbywały się z doskoku, lecz rozpoczęły się kilkanaście miesięcy przed igrzyskami. Stało się tak dzięki powołaniu jesienią 1926 r. w grudziądzkiej szkole specjalnej Grupy Sportu Konnego. Ostatnie treningi przeprowadzano w Grudziądzu na terenie byłej wystawy gospodarczej, łudząco przypominającym arenę zmagań drużynowej rywalizacji WKKW w Amsterdamie12.

Tak gruntowne przygotowanie przełożyło się na wynik sportowy. Michał Woysym–Antoniewicz, Karol Rómmel i rtm. Józef Trenkwald wywalczyli brązowy medal. Pierwszy z nich wraz z por. Kazimierzem Gzowskim i por. Kazimierzem Szoslandem zdobył też drugi krążek olimpijski – srebrny – w Pucharze Narodów, czyli w zespołowych skokach przez przeszkody. Było to historyczne osiągnięcie: żaden Polak nie stanął dotąd dwa razy na podium na tych samych igrzyskach. A niewiele zabrakło do złota: koń Readglet, na którym jechał Woysym-Antoniewicz, odbił się do skoku przez ostatnią, stosunkowo łatwą przeszkodę zdecydowanie za wcześnie, co poskutkowało zrzutką, czteroma punktami karnymi i lądowaniem w rowie z wodą13.

Srebro po skandalu

Na kolejnych igrzyskach w Los Angeles polskich jeźdźców zabrakło. Doprowadził do tego kilkuletni kryzys, którego podłożem były w dużej mierze rezygnacja ze sprawdzonego modelu szkolenia i rozwiązanie grudziądzkiej Grupy Wyczynowej Sportu Konnego w CWK w Grudziądzu w 1929 r. Wojskowi notable najwyraźniej się pomylili, licząc, że szerokie grono zawodników prezentujących wysoki poziom sportowy poradzi sobie samo. Przyczyna słabszych wyników leżała również w gorszej jakości koni oraz w mniejszych możliwościach finansowych w porównaniu ze stanem posiadania krajów zachodnich. Ogromne koszty podróży reprezentacji i transportu koni do Kalifornii wobec braku wiary władz wojska, a nawet samych jeźdźców w osiągnięcie dobrych wyników ułatwiły podjęcie decyzji o rezygnacji z olimpijskiego startu. Renoma polskiej hippiki, z mozołem wypracowana w latach 20., w razie niepowodzenia znacznie by ucierpiała. Chciano po prostu uniknąć kompromitacji14.

III Międzynarodowe Konkursy Hippiczne w Warszawie. Porucznik Kazimierz Szosland w skoku przez przeszkodę. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Następne olimpijskie zmagania w Berlinie, zaplanowane na 1936 r., zmotywowały MSW do naprawienia błędu i próby odbicia się od dna. W CWK ponownie utworzono specjalną grupę olimpijską, która pod koniec 1935 r. rozpoczęła przygotowania do występu na igrzyskach. Pomysł okazał się trafiony.

W drużynowej rywalizacji WKKW na berlińskim hipodromie panowały trudne, wręcz ekstremalne warunki. Najbardziej dramatyczny przebieg miała druga runda, czyli próba terenowa. Przeszkoda czwarta stanowiła pułapkę: w jednym miejscu była płytka, w drugim głęboka po pas. Jedynie jeździec znający na wylot jej specyfikę potrafił ją pokonać. A ponieważ normalnie rowy te mają nie więcej niż metr głębokości, jeźdźcy zagraniczni skakali jak w dym i orientowali się w niebezpieczeństwie dopiero wtedy, kiedy zaczynali tonąć […]. Bez pudła wzięli tę trasę tylko Niemcy, którzy jako gospodarze znali ją na pamięć15. Liczne upadki, kontuzje, złamane nogi koni – na arenie rozgrywały się dantejskie sceny. Rtm. Zdzisław Szczęsny Gozdawa-Kawecki miał obolałe żebra, a jego koń Bambino – skaleczoną nogę. Jakimś cudem udało się doprowadzić ich do sprawności przed ostatnią rundą.

W skokach przez przeszkody doszło do jednego z większych skandali w historii jeździectwa. Przeszkodą nie do pokonania okazali się… gospodarze. Po dziesiątej przeszkodzie zobaczyłem, że zaczęli do mnie wołać żołnierze niemieccy „halt, halt”. Przejechałem jeszcze kilka przeszkód i ciągle słyszałem te krzyki – „halt” i „halt”. W pewnym momencie, kiedy dojeżdżałem już do przeszkody przez szosę, trzeba było przeskoczyć przez taki wał, zauważyłem, że pięciu czy sześciu Niemców stoi na tej przeszkodzie i trzyma się za ręce, powstrzymując mnie, żebym nie jechał dalej. Musiałem więc zatrzymać konia. Zapytałem, o co właściwie chodzi. Niemcy powiedzieli mi, że ja zrobiłem jakiś błąd przy dziesiątej przeszkodzie i z tego powodu zostałem wyeliminowany. Nastąpiła bardzo nieprzyjemna chwila, kiedy człowiek nie wie, co dalej robić. Jeżeli ja zostaję wyeliminowany, to zostaje wyeliminowana ekipa! Nie czekając na wyjaśnienia – w prawo albo w lewo – od tych nieznanych mi ludzi, którzy mnie gęsto otoczyli, wyskoczyłem z dziesiątej przeszkody i pogalopowałem z powrotem – wspominał po latach rtm. Henryk Leliwa-Roycewicz16.

Chociaż sędzia poinformował polskiego jeźdźca, że wcale nie został wyeliminowany, ten musiał przejechać trasę od początku, dlatego stracił mnóstwo czasu. Ostatecznie Polacy zajęli drugie miejsce. Już po zakończeniu igrzysk, wskutek protestu Czechosłowacji, odebrano im srebrny medal. Rtm. Kaweckiemu zarzucono nieregulaminowy przejazd: po przeskoczeniu przeszkody jego koń miał wykonać zwrot w lewo, a nie w prawo. Finał sprawy był jednak szczęśliwy: w grudniu 1936 r. Międzynarodowa Federacja Jeździecka uznała odwołanie Polski za uzasadnione. Srebrne medale olimpijskie ostatecznie trafiły do rtm. Leliwy-Roycewicza, rtm. Kaweckiego oraz rtm. Seweryna Kuleszy.


80 R. Urban, Tradycje sportów konnych w Polsce do 1939 roku, Szczecin 2022, s. 75.

81 Tamże, s. 129–130.

82 Tamże, s. 144–145.

83 L. Kon, Sport konny w wojsku, „Jeździec i Hodowca” 1933, nr 10, s. 187.

84 R. Urban, Tradycje sportów konnych…, s. 131.

85 Tamże, s. 236–237; Regulamin sportu konnego w wojsku, Warszawa 1933.

86 Z. Bielecki, Sport jeździecki w broniach konnych II Rzeczypospolitej, „Koń Polski” 1974, nr 3, s. 42.

87 R. Urban, Tradycje sportów konnych…, s. 237–243.

88 T. Jaworski, O znaczeniu konkursów w Nicei, „Polska Zbrojna” 1924, nr 151.

89 A. Królikiewicz, Jasiek, Picador i ja…, s. 52–53.

90 Jazda polska w Fontainebleau, „Stadjon” 1924, nr 33, s. 10.

91 R. Urban, Tradycje sportów konnych…, s. 271–272.

92 Sukcesy jeźdźców na olimpiadzie, „Stadjon” 1928, nr 34, s. 12; Dwa wielkie sukcesy hippiki polskiej, „Przegląd Sportowy” 1928, nr 36, s. 2.

93 R. Urban, Tradycje sportów konnych…, s. 276–277.

94 Pierwszy blask nadziei na sukces jeźdźców w military, „Przegląd Sportowy” 1936, nr 71, s. 4.

95 Księga olimpijskich wspomnień, cz. 4, audycja Jana Lisa i Bogdana Tuszyńskiego, Polskie Radio, 26.06.1972.